wtorek, 28 maja 2013

Kto to był?!

Nadal nie odpisał. Co się z nim dzieje?! Próbowałam do niego zadzwonić ale wciąż słyszę komunikat „Abonent czasowo niedostępny , proszę zadzwonić później” albo „Sieć chwilowo zajęta , spróbuj ponownie” . Nagle usłyszałam dzwonek domofonu.
- Tak! To on – powiedziałam do siebie pod nosem schodząc na dół masywnymi, dębowymi schodami przy okazji spoglądając kątem oka na nasze rodzinne zdjęcie z tatą stojące na moim biurku. Podbiegłam po parkiecie potykając się o próg i zdzierając kawałek gumy z mojego fioletowego Vansa. Spojrzałam przez małe okienko w drzwiach głównych – rozpoznałam Dominika stojącego na tle zielonych tui w swoim czarnych płaszczu. Przez chwilę się zawahałam , bo Zuzia była właśnie u swojej koleżanki. Nie mogłaby wszystkiego wytłumaczyć Dominikowi . Otworzyłam drzwi a Dominik niespodziewanie pociągnął mnie za rękę .
-Zamknij drzwi i chodź! – powiedział szeptem.
- Co się stało?! – powiedziałam unosząc głos. Dominik przystawił mi palec do ust w geście nakazującym zachowanie ciszy.
- Dobra, dobra – wyszeptałam. Zamknęłam drzwi i wybiegliśmy za furtkę . Był ciepły piątek ostatniego tygodnia maja .

Po kilkuset metrach ciągłego biegu zaczęłam niepokojąco dyszeć . Dominik zatrzymał się i kazał mi nabrać 3 głębokie oddechy . Złapał mnie za rękę i zaczął podnosić ją to w górę to w dół . Wyrwałam ją nerwowo .
- Dominik, możesz mi wreszcie powiedzieć gdzie mnie prowadzisz ?!
- Zobaczysz, Ol – wyszeptał tajemniczo wskazując na las . Maszerowaliśmy gruntową ścieżką wzdłuż osiedla . Weszliśmy w końcu do lasu. Przez chwilę przedzieraliśmy się przez jakieś krzaki . Widać było, że Dominik doskonale wie, gdzie idzie – jakby chodził tędy od dawna. Wyprowadził nas na wykoszoną ścieżkę prowadzącą do starego dębu . Zauważyłam też schodki znikające pod zieloną koroną z liści.  Zamknął mi oczy i powoli prowadził za rękę po drewnianej drabince przymocowanej do pnia drzewa . Wreszcie zdjął z moich oczu dłoń i zastygłam. Rozglądałam się dookoła z jak się później zorientowałam otwartą buzią.
-Ty ? To ? Wszystko tak … - zaczęłam się jąkać.
- Tak, dla Ciebie Olga . Na znak tego , że Cię już nie opuszczę . Nadal się rozglądałam. Widziałam przepięknie wykończony domek na drzewie. Podłoga wykonana była z jakichś jasnych, wyszlifowanych desek – tak samo jak ściany . Można było w nim swobodnie ustać nie zginając nawet głowy. Wszędzie wisiały zdjęcia moje i dwa jego. Znajdowało się tam również kilka pustych ramek jak przypuszczałam na nasze wspólne zdjęcia .  W prawym rogu znajdował się okrągły , drewniany stolik na którym był pościelony koronkowy obrus . Wokół niego stały dwa krzesełka z oparciami wyrzeźbionymi w … Esy floresy? Tak to można nazwać. Było przesłodko! Najlepsze było to , że tego domku nie było widać z ziemi.

- Jak Ci się podoba? – powiedział nieśmiało Dominik .
- Przecudownie! – powiedziałam i rzuciłam się mu na szyję . Podniósł mnie jak pannę młodą i kręciliśmy się wokół. Spoglądałam na podłogę i zejście na trawę śmiejąc się przy tym niezmiernie.
Nagle zauważyłam przy wyjściu jakiegoś mężczyznę w poszarpanych ubraniach z siekierą w ręku . Miała na sobie czerwone plamy , a twarz tego człowieka wyraźnie wskazywała zezłoszczenie i oburzenie . Zamarłam . Przestałam się śmiać i szeroko otworzyłam oczy.  Dominik to zobaczył i odstawił mnie na podłogę.

-Co się stało ? Nie podoba ci się? – powiedział . Wskazałam na wyjście, jednak mężczyzny z siekierą już tam nie było. 


2 komentarze:

  1. No masz szczęście, że zmieniłaś :PP
    Znikający mężczyzna z siekierą? Hmmm... Coś mi się wydaje, że... A z resztą, nie będę spoilerować innym :PP

    OdpowiedzUsuń

Uwagi zachowaj dla siebie!
Jesteś Anonimem? Pozostaw na siebie namiar!