Nadal nie
odpisał. Co się z nim dzieje?! Próbowałam do niego zadzwonić ale wciąż słyszę
komunikat „Abonent czasowo niedostępny , proszę zadzwonić później” albo „Sieć
chwilowo zajęta , spróbuj ponownie” . Nagle usłyszałam dzwonek domofonu.
- Tak! To on –
powiedziałam do siebie pod nosem schodząc na dół masywnymi, dębowymi schodami
przy okazji spoglądając kątem oka na nasze rodzinne zdjęcie z tatą stojące na
moim biurku. Podbiegłam po parkiecie potykając się o próg i zdzierając kawałek
gumy z mojego fioletowego Vansa. Spojrzałam przez małe okienko w drzwiach
głównych – rozpoznałam Dominika stojącego na tle zielonych tui w swoim czarnych
płaszczu. Przez chwilę się zawahałam , bo Zuzia była właśnie u swojej
koleżanki. Nie mogłaby wszystkiego wytłumaczyć Dominikowi . Otworzyłam drzwi a
Dominik niespodziewanie pociągnął mnie za rękę .
-Zamknij drzwi
i chodź! – powiedział szeptem.
- Co się
stało?! – powiedziałam unosząc głos. Dominik przystawił mi palec do ust w
geście nakazującym zachowanie ciszy.
- Dobra, dobra
– wyszeptałam. Zamknęłam drzwi i wybiegliśmy za furtkę . Był ciepły piątek
ostatniego tygodnia maja .
Po kilkuset
metrach ciągłego biegu zaczęłam niepokojąco dyszeć . Dominik zatrzymał się i
kazał mi nabrać 3 głębokie oddechy . Złapał mnie za rękę i zaczął podnosić ją
to w górę to w dół . Wyrwałam ją nerwowo .
- Dominik,
możesz mi wreszcie powiedzieć gdzie mnie prowadzisz ?!
- Zobaczysz,
Ol – wyszeptał tajemniczo wskazując na las . Maszerowaliśmy gruntową ścieżką wzdłuż osiedla
. Weszliśmy w końcu do lasu. Przez chwilę przedzieraliśmy się przez jakieś
krzaki . Widać było, że Dominik doskonale wie, gdzie idzie – jakby chodził tędy
od dawna. Wyprowadził nas na wykoszoną ścieżkę prowadzącą do starego dębu .
Zauważyłam też schodki znikające pod zieloną koroną z liści. Zamknął mi oczy i powoli prowadził za rękę po
drewnianej drabince przymocowanej do pnia drzewa . Wreszcie zdjął z moich oczu
dłoń i zastygłam. Rozglądałam się dookoła z jak się później zorientowałam
otwartą buzią.
-Ty ? To ?
Wszystko tak … - zaczęłam się jąkać.
- Tak, dla
Ciebie Olga . Na znak tego , że Cię już nie opuszczę . Nadal się rozglądałam.
Widziałam przepięknie wykończony domek na drzewie. Podłoga wykonana była z
jakichś jasnych, wyszlifowanych desek – tak samo jak ściany . Można było w nim
swobodnie ustać nie zginając nawet głowy. Wszędzie wisiały zdjęcia moje i dwa
jego. Znajdowało się tam również kilka pustych ramek jak przypuszczałam na
nasze wspólne zdjęcia . W prawym rogu
znajdował się okrągły , drewniany stolik na którym był pościelony koronkowy
obrus . Wokół niego stały dwa krzesełka z oparciami wyrzeźbionymi w … Esy
floresy? Tak to można nazwać. Było przesłodko! Najlepsze było to , że tego
domku nie było widać z ziemi.
- Jak Ci się
podoba? – powiedział nieśmiało Dominik .
- Przecudownie!
– powiedziałam i rzuciłam się mu na szyję . Podniósł mnie jak pannę młodą i
kręciliśmy się wokół. Spoglądałam na podłogę i zejście na trawę śmiejąc się
przy tym niezmiernie.
Nagle zauważyłam
przy wyjściu jakiegoś mężczyznę w poszarpanych ubraniach z siekierą w ręku .
Miała na sobie czerwone plamy , a twarz tego człowieka wyraźnie wskazywała
zezłoszczenie i oburzenie . Zamarłam . Przestałam się śmiać i szeroko otworzyłam oczy. Dominik to zobaczył i odstawił mnie na podłogę.
-Co się stało
? Nie podoba ci się? – powiedział . Wskazałam na wyjście, jednak mężczyzny z
siekierą już tam nie było.
No masz szczęście, że zmieniłaś :PP
OdpowiedzUsuńZnikający mężczyzna z siekierą? Hmmm... Coś mi się wydaje, że... A z resztą, nie będę spoilerować innym :PP
No zmieniłam :D
Usuń